poniedziałek, 25 lutego 2013

Sweet Caress - Rozdział 1

Witajcie na moim nowym blogu, z nowym opowiadaniem :) Jest to zupełnie inna historia od tych, które pisałam wcześniej, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba!
Enjoy!


Zapowiada się kolejny nudny dzień. Nie żebym narzekała na swoje życie. Bo tak nie jest. W końcu to ja nim kieruje i nie mam prawa narzekać, skoro żyję według decyzji jakie podjęłam prawda? Tak mi się przynajmniej wydaję.
No to może krótka charakterystyka. Nazywam się Diana Manzarek i nie, nie mam nic wspólnego z TYM Manzarkiem. Jestem dziewiętnastoletnią szatynką o czekoladowych oczach. Nie jestem typem grzecznej dziewczynki. O nie! Z rodzicami nie mieszkam od dawna, po tym jak w wieku piętnastu lat znaleźli mnie pijaną i naćpaną pod mostem w moim rodzinnym Detroit. Wkurwili się wtedy ostro i wysłali do prywatnej szkoły w Los Angeles. Oczywiście zbuntowałam się przeciwko takiemu pomysłowi. Los Angeles ok, prywatna szkoła? Wolne żarty. Tym bardziej, że moi rodzice byli typowymi hipisami, takimi wiecie, pełne "Peace and love" i palenie trawki, więc w ogóle nie rozumiałam ich decyzji. Ale pojechałam. I wytrzymałam w tej jebanej szkole całe 3 dni. Wywalili mnie za fajki. I tak od tego czasu szukam sobie zajęcia gdziekolwiek, byleby mieć gdzie spać i co zjeść. Przez te cztery lata zdążyłam już być sprzątaczką, zmywarką, barmanką, kelnerką, a nawet przez tydzień byłam groupie zespołu Motley Crue. Miałam wtedy szesnaście lat i szybko z tego zrezygnowałam pozostając z chłopakami w przyjaźni. I tak tułam się po tym zasranym Los Angeles, które mimo całego gówna, które się w nim znajduje, kocham całym sercem. Czuję, że to mój prawdziwy dom i totalnie przesiąknęłam jego stylem życia i atmosferą. A z tego co wiem, moi kochani rodzice wyjechali sobie na drugi koniec kontynentu i wiodą spokojne życie hipisów na emeryturce. No bardzo fajnie, ale ja też istnieje, tak? A zresztą, nieważne.

Aktualnie pracuję w Rainbow, gdzie jestem menadżerem. Myślicie, że to prestiż? Gówno prawda! Owszem, do moich obowiązków należy załatwianie atrakcji, w postaci ciekawych koncertów znanych, jak i dopiero raczkujących zespołów, ale prawda jest również taka, że członkowie kapel, chcąc mi się odwdzięczyć po prostu idą ze mną do łóżka. Niby nic w tym złego, ale wydaję mi się to trochę śmieciowe. Bo, czy takim zachowaniem właśnie się nie zeszmacam? To trochę tak, jakbym była ich groupie. Ale w sumie godzę się na to, więc nie mam prawa narzekać. Chyba po prostu to lubię. Zresztą wiem, że szef wymaga tego ode mnie. Nie mam pojęcia, na chuj to temu staremu dziadowi, ale wyraźnie dał mi to do zrozumienia, kiedy zaczynałam pracę. Zauważyłam nawet, że czasem dostaję większą wypłatę. Wtedy czuję się pełnoprawną dziwką, ale nie odzywam się tylko dalej robię swoje. Grunt, żeby mieć forsę na dragi. Nie wspominałam, że ćpam? No to mówię. Doszło do tego, że jak miałam siedemnaście lat to trafiłam na odwyk, ale gdy tylko z niego wyszłam wróciłam do starych przyzwyczajeń. Teraz może nie jestem typową narkomanką, ale dragami nie gardzę.

Siedziałam właśnie przy barze ze szklaneczką Jacka Danielsa przed sobą i papierosem między palcami, gdy poczułam gorący oddech na szyi, a po chwili usłyszałam męski, lekko ochrypły głos:
- Jacka! - krzyknął ktoś próbując przebić się przez głośną muzykę dobiegającą ze sceny i graną przez jakiś nieznany zespół, któremu załatwiłam koncert.
Tajemniczy osobnik usiadł na krzesełku barowym obok mnie, a ja zaszczyciłam go spojrzeniem. Facet był cholernie intrygujący w cylindrze i włosach okalających całą twarz. Widać było jedynie jego duże, malinowe usta, a w nosie błyszczał srebrny kolczyk.
- Bolało jak spadałaś z nieba aniele? - no nie no, trzymajcie mnie! Co za tani tekst!
- Nie, ale oparzyłam się wychodząc z piekła. - odpowiedziałam z ironią i wychyliłam cały alkohol w szklance. Brunet zaśmiał się lekko i zrobił to samo ze swoim alkoholem.
- Jestem Slash. - przedstawił się, a ja spojrzałam na niego z ukosa.
- Diana.
- Chyba nie zrobiłem na Tobie najlepszego wrażenia. Żeby je zatrzeć proponuje drinka. - był taki uroczy i czarujący, że nie mogłam powstrzymać się od drobnego uśmiechu.
- Jeszcze raz to samo! - Slash zawołał do barmana i wyciągnął sobie papierosa z mojej paczki leżącej na blacie.
- Hej to moje! - oburzyłam się, a towarzysz tylko wystawił mi język, co doprowadziło do jeszcze większego uśmiechu na mojej twarzy.
- Czym się zajmujesz? - zapytał kiedy już odpalił sobie fajkę, a barman podsunął nam szklanki.
- Jestem tu menadżerem. A Ty? - również zapaliłam papierosa.
- Gram na gitarze i właśnie rozmawiasz z przyszłą gwiazdą rocka! - wypiął dumnie pierś. Zachichotałam donośnie, co wywołało małą konsternację na jego twarzy, ale machnęłam tylko ręką. Zawsze spotykam muzyków, zawsze.
Rozmowa zeszła na temat muzyki, a ja doskonale widziałam, jak Slash zerka na moje nogi ubrane w króciutkie szorty odkrywające kawałek pośladków i dekolt w wyciętej bluzce z logo Ramones. Po czterech kolejkach jego ręka zawędrowała na moje kolano i zaczęła przemieszczać się coraz wyżej, a jego twarz niebezpiecznie przybliżyła się do mojej. Ale nie miałam zamiaru protestować, bo kręcił mnie odkąd tylko usiadł obok mnie i obydwoje mieliśmy ochotę na coś więcej. Więc gdy jego usta znalazły się na moich całując je namiętnie, z zaangażowaniem oddałam pocałunek. Wplotłam palce w jego bujne loki i przyciągnęłam jeszcze bliżej siebie. Rozochocony gitarzysta oderwał się ode mnie i lekko dysząc wyszeptał:
- Nie tutaj. Zabieram Cię do siebie. - zmarszczyłam brwi. Zdziwiło mnie jego zachowanie, ale nie protestowałam, a jedynie kiwnęłam głową i dałam mu się zaprowadzić do wyjścia. W sumie cieszyłam się, że nie będę musiała wracać na noc do mojego maleńkiego mieszkanka.
Szliśmy ulicami Los Angeles przystając co jakiś czas i całując się namiętnie. Byliśmy coraz bardziej podnieceni, toteż przyspieszyliśmy kroku i po 10 minutach byliśmy pod jakimś domem. Jeśli można to tak nazwać. Trochę zaniedbany i lekko rozpadający się tu i ówdzie, ale pieprzyć to. Nie przyszłam tutaj, żeby oceniać architekturę budynku. Mulat otworzył drzwi i od progu zaczęliśmy się namiętnie całować i rozbierać. Slash podniósł mnie do góry, a ja oplotłam go nogami w pasie. Cały czas namiętnie się całując doszliśmy do jakiegoś pokoju. Brunet postawił mnie na ziemię, a nasze ubrania zaczęły latać po całym pomieszczeniu zdzierane w pośpiechu. Po chwili całkowicie nadzy położyliśmy się na łóżku i nie bawiąc się w jakieś romantyczne gierki, Slash wszedł we mnie szybkim ruchem, a ja wydałam z siebie głośny okrzyk. To był dziki i ostry seks bez zobowiązań, po którym wciągnęliśmy kreskę i wróciliśmy do łóżka kontynuując nieprzespaną noc.